poniedziałek, 15 lipca 2013

Płomyczek II.

- Nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! - mamrotał mój sumienny głos.
Zwykle go słuchałam. Był taki dobry, pomocny… Ale teraz nie chciałam. Nie przeszkadzał mi fakt, że Zayn delikatnie łaskocze mnie swoimi rzęsami, że słodko się uśmiecha…
- ZAYYYYYYYYYYYYYYYN! - ryknął ktoś, przerywając nam tę chwilę. Zaklęłam pod nosem i niechętnie oderwałam się od chłopaka. Jakiś wysoki, barczysty mężczyzna zmierzał ku nam z wyraźną konsternacją w oczach.
- Zaynie Maliku!Co ty sobie wyobrażasz? – wydarł się. Miał brzydką, zniszczoną twarz, siwe włosy i ciemne okulary na nosie.
- Daj spokój, Charles…- wymamrotał chłopak, wbijając spojrzenie w podłogę.
- Nie dam spokoju, bo po prostu nie mam na to czasu! Boże, z kim przyszło mi pracować…-marudził.Poprawił czarny garnitur i westchnął.  - Na wywiad. Już. – nakazał.
Zayn spojrzał na mnie smutno i wypowiedział bezgłośnie ‚Poczekaj.Wrócę.Obiecuję.’.

***
Czy byłabym sobą, gdybym posłusznie tam siedziała i czekała, aż wróci? Czy byłabym sobą robiąc potulnie, to, co ktokolwiek mi każe?
Oczywiście, że nie .Ja, Trianna Black nie słucham nikogo. Jestem silna i niezależna. I jestem sobą, Rią Black.Krótko po tym, jak chłopcy wyszli natychmiast wyszłam z hotelu, nawet nie patrząc za siebie. Moja kostka była w tak dobrym stanie, że nie kłopotałam się żadnym lekarzem ani nawet konsultacją w pobliskiej przychodni. Widać lód zdziałał cuda.
 Powiedziałam mu, jak się nazywam. Znajdzie mnie. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie wiem, co ten chłopak w sobie ma, ale działa na mnie tak…Dziwnie. Dopiero co go poznałam, a już mam wrażenie, że bez niego moje życie już nigdy nie będzie takie samo.
Dowlokłam się z hotelu do mojego loftu, zajęło mi to może z  godzinę, bo po drodze weszłam zrobić zakupy. Kupiłam bagietkę, croissanty, ten śmieszny makaron do spaghetti, jakieś dżemy. Lubię dżemy, od dziecka je jem. Moje śniadanie: croissant z dżemem truskawkowym. Od zawsze, nie wyobrażam sobie inaczej zacząć dnia. No i kawa. Duża, czarna kawa. Kiedy byłam młodsza zastępowałam ją jakimś karmelowym ohydztwem, ale teraz czarna jest moją ostatnią deską ratunku.
Weszłam do mieszkania. Było jasne, staromodnie urządzone, bardzo przytulne – uwielbiam takie klimaty, zupełnie nie kręcą mnie jakieś bryły, w którym nie potrafię się odnaleźć. Muszę mieć fotel, książki, jakiś stolik, na którym jest bałagan.To coś, co lubię. Dobrze zaopatrzona kuchnia, bo uwielbiam gotować. Szczególnie dla gości, czasami robię u siebie jakiś obiad dla znajomych czy coś. Specjalizuję się w kuchni włoskiej – uwielbiam wszystko, co posiada ona w swoich zasobach. Makarony, desery…Mmm. Nieważne. Wrzuciłam zakupiony wikty do lodówki, włączyłam sobie jakąś komedię romantyczną, wzięłam czekoladki i rozsiadłam się na kanapie. Zerknęłam na zegar – wskazywał szesnastą pięćdziesiąt dwa. Obstawiam, ze mniej więcej za godzinę Zayn objawi się w moich drzwiach.
Tymczasem nie mam zamiaru próżnować, o nie. Komedia sobie leciała, a ja wzięłam różowego laptopa na kolana i wstukałam w wyszukiwarkę ‚One Direction’.Wyskoczyła mi masa zdjęć, jakiś fansite’ów, opowiadań, wszystkiego…Pooglądałam kilka fotek, poczytałam wywiady. Równe z nich chłopaki, przynajmniej na razie.
Postanowiłam poświęcić im nawet notkę na moim blogu, co jest rzadkością – ostatnio napisałam o jakims zespole ze cztery miesiące temu i był to jeden z moich ulubionych zespołów – The Pretty Reckless.


Cześć, potworki, tu ja.Znowu.
Słyszeliście może o One Direction? Dzisiaj miałam z nimi pewną przygodę, wydają się być naprawdę fajni, a do tego – bardzo przystojni ;p. Macie tutaj kilka zdjęć i utworów.
Miłego słuchania!
Ps. Który Wam się najbardziej podoba ; )? Mi Zayn, uważam, że jest przesłodki!

Pod notką pojawił się komentarz.

‚A więc to tak, słodka uciekinierko?Dzięki, też sądzę, że jestem przesłodki’.

Gwałtownie zaczerpnęłam tchu, poczułam, że na moje policzki wkrada się rumieniec.
Zaklęłam cicho i natychmiast odpisałam.

Nie jestem od tego, żeby dotrzymywać obietnic, mój drogi Z.

Czyżby, uciekinierko? Daj mi trzy dni. Trzy dni sam na sam, nic więcej nie chcę.

Dobrze, ale najpierw mnie znajdź.

Uśmiechnęłam się do monitora. Oczywiście mnie nie znajdzie i będę miała święty spokój.
Jakieś było moje zdziwienie, gdy o godzinie dwudziestej pierwszej pięćdziesiąt dwa do moich drzwi ktoś zapukał! Spanikowana rzuciłam się, by je otworzyć.Na wycieraczce znalazłam karteczkę.

Znalazłem.

Przytuliłam ją lekko do serca.Usłyszałam dźwięk smsa, więc natychmiast pobiegłam aby go przeczytać. Nieznany numer.Cholera.
Tak słodko przygryzałaś wargi czytając te kilka słów…
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza.Zszokowana patrzyłam w ekran telefonu.Co prawda, zajęło mu to dłużej niż się spodziewałam, ale w ogóle mnie znalazł…
Byłam jednocześnie szczęśliwa i zła. Babcia Merry, jedyna dorosła osoba z mojej rodziny, z którą utrzymuję jakikolwiek kontakt nazwałaby to uczucie melancholią.
Babcia Meredith Black-Blake. Co tydzień stawiam się u niej na niedzielnym obiedzie, właściwie to ona przygarnia mnie na wszystkie święt. Ale to nie jest taka typowa, nudna babcia. Babunia Merry to drobna kobietka o swych włosach, które uparcie farbuje na czerwono, bystrych, zielonych oczach i wiecznie pomalowanych ustach. Ubiera się bardzo elegancko, mimo swojego podeszłego już wieku cały czas nosi szpilki. W sumie to nic dziwnego, że zachowuje się jak dama – przecież nią jest. Babcia Merry jest jakąś bliską kuzynką księcia Essex, tak więc nie ma się co dziwić. Co z tego wynika i w moich żyłach płynie błękitna krew.
Meredith Blake-Black, albo Black-Blake, nigdy nie może się zdecydować mieszka w ogromnej rezydencji w górach, niedaleko Gohtshire, malutkiego miasteczka w północnej części hrabstwa. 
Przerwałam rozmyślania o babci Merry, bo usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Ze ściśniętym gardłem podeszłam powoli do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer, ktoś tam stał.
Otworzyłam drzwi i pewnym spojrzeniem zmierzyłam Zayna Malika.
Ciągle był ubrany w trzyczęściowy czarny garnitur, miał czarny krawat i białą koszulę.Stał z rękami w kieszeniach, ciężar ciała przeniósł na lewą nogę.
- Odeszłaś.-rzucił oskarżycielsko.
- Wiem.-odparłam prosto.
- Czemu? Obiecałaś..
- Skrzyżowałam palce.-wyjaśniłam. Nie roześmiał się. Przygryzłam wargi.
- Trinny… powiedział, kręcąc głową.- Nie zaprosisz mnie do środka?-zapytał z nagłym uśmiechem.
- Przykro mi, ale nie zapraszam do domu jakiś obcych chłopaków. Kto cię tam wie, jeszcze mnie zgwałcisz, czy co…-zaczęłam protestować z lekkim uśmiechem.Tylko się z nim drażniłam.
Przewrócił oczami i sam wszedł, lekko mnie przesuwając.
- Ej! - krzyknęłam, marszcząc brwi.
- Cicho.
Wszedł DO MNIE jak do siebie do obory, rozsiadł się na MOJEJ kanapie i wziął sobie MOJĄ czekoladkę.
- Co ty tu w ogóle robisz?!
- Usiądź sobie. – poprosił, klepiąc miejsce na kanapie obok siebie.
- Mówisz mi, że mam usiąść u mnie w domu na mojej kanapie! – wykrzyknęłam zgorszona tym faktem. Stałam i patrzyłam na niego zmieszana – byłam wyraźnie zła, ale podobała mi się ta jego bezpretensjonalność i prostota.
- Vas happenin? - zapytał. - Siadaj, nie gadaj. Mamy do obgadania parę spraw na temat wyjazdu… - wyjął telefon i zaczął w nim czegoś szukać. 
- Jakiego wyjazdu?-przerwałam mu. Moje brwi powędrowały jeszcze wyżej, a oczy zrobiły się okrągłe.
- Cytuję tutaj „Daj mi trzy dni. Trzy dni sam na sam, nic więcej nie chcę.
Dobrze, ale najpierw mnie znajdź.”. Znalazłem. Nie wywiniesz się, przykro mi. - obwieścił z triumfem w oczach. 
Zabrakło mi słów. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co powiedzieć. Zayn siedział tam, jadł czekoladki i uśmiechał się do mnie cwaniackim uśmiechem mówiącym "teraz zrobisz, co obiecałaś, haha, wygrałem!" jakbyśmy założyli się o coś w przedszkolu.
- Dobrze, ale pozwól mi pokryć koszty za moją osobę. - mówię w końcu, bo wiem, że się nie wywinę.
- Nie! – zaprotestował poważnie.
- Zayn, to jedyny warunek, pod którym zgadzam się z tobą gdzieś jechać.
- Nie, nie zapłacisz za siebie!
- Mam wystarczająco dużo pieniędzy…
- Nie.Koniec dyskusji.
- Co proszę?! Jaki koniec dyskusji?! Nie ma żadnego końca żadnej dyskusji! Albo płacę za siebie, albo nie jadę! – wydarłam się, gwałtownie gestykulując.
- Trianna…-powiedział, kręcąc głową i marszcząc zabawnie brwi.
- Słucham!? - burknęłam zła.
- Chodź tu.
Spojrzałam mu w oczy i starałam się zachować trzeźwość umysłu. Jesteś na niego zła, pamiętaj o tym. Niesamowite – nie znamy się nawet doby, a już potrafi wywierać na mnie taki wpływ. Holender, niedobrze.
- Co chcesz?
- Masz tutaj wszystkie informacje na temat wyjazdu. O godzinie 10;40 bądź na lotnisku Heathrow. – położył broszurkę na stoliku do kawy( w sumie stoliku do książek, bo leżało ich tam pełno)
- Gdzie niby mnie wywieziesz? I to samolotem! Nie możemy jechać sobie spokojnie nad morze czy coś?Do Manchesteru na przykład? – zapytałam lekko zakłopotana.
- Nie. 
- Powiesz mi, gdzie lecimy?
- Nie.
- Zayyyn…- zrobiłam maślane oczka i uśmiechnęłam się przymilnie. Chłopak twardo wytrzymał moje spojrzenie, nawet się uśmiechał.
- Nie. 
Ścisnęłam wargi i splotłam ręce na piersiach.
-Nie, to nie.Trafisz do wyjścia? – warknęłam zła, siadając na fotelu i biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę.
- Czytasz Coelho?- zapytał chłopak zaciekawiony, pochylajac się w moją stronę.
- Tak. To mój ulubiony pisarz. – wyznałam, przyciskając „Alchemika” do piersi. Może był cholernie ckliwy i w ogóle nielubiany, ale przemawiały do mnie jego książki. 
- O, „Alchemik”. – zauważył Zayn. – Genialna książka. „Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.” – zacytował, uśmiechając się szeroko. Zmarszczyłam lekko brwi.Był pierwszym chłopakiem, którego poznałam, który czytał Coelha i był w stanie powiedzieć mi, z jakiej książki pochodzi owy cytat.
Byłam pod lekkim wrażeniem i obdarzyłam go uśmiechem. Usiadł na oparciu fotela i pochylił się nade mną.
- „Grzech to niedopuszczenie do tego, aby objawiła się Miłość.” – ponownie cytował, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do mojej. Jego oddech delikatnie pieścił moje policzki.
- „Czarownica z Portobello” . – rzuciłam od niechcenia.
- Dobrze. 
- Wiem.
- Wiesz co, Trinny? – zapytał, delikatnie całując kącik moich ust.Szybko się od niego odsunęłam, o nie, nie będzie tak łatwo, nie ze mną, nie z Rią Black.
- Tylko nie Trinny. – poprawiłam go szybko. – Co?
- „Kiedy kochamy, nie potrzebujemy wcale rozumieć, co się dzieje wokół, bo wtedy wszystko dzieje się w nas samych i wtedy nawet człowiek może przemienić się w wiatr.”. – wyszeptał mi we włosy.
- „Alchemik”. – oznajmiłam krótko, delikatnie przejeżdżając palcem po jego karku. Miałam zimne dłonie, jak zwykle, poczułam, jak jego ciepła skóra drży. Uśmiechnęłam się, osiągnęłam zamierzony cel.
- Dobrze.
I bez żadnego uprzedzenia zaczął mnie całować. Cholera jasna, jak ten chłopak całował! Boże drogi!
Nie wiem, ile tak trwaliśmy zamknięci w objęciu naszych warg, przepełnieni radosnym uczuciem, którego definicji jeszcze nie znaliśmy, ale które było w każdej komórce naszego ciała.
Może minutę, może godzinę, może dobę…Żadne z nas nie chciało przerywać tej magicznej chwili. Zayn powoli zsunął się z oparcia na fotel i posadził mnie sobie na kolana.
Zdyszana przeczesałam palcami jego włosy, czułam, jak delikatnie błądzi dłońmi po moim ciele…
W pewnym momencie usłyszałam jak coś dzwoni. 
Zayn niechętnie się ode mnie oderwał i westchnął cicho, wygrzebując telefon z kieszeni.
- Vas happenin?!-powiedział cicho do słuchawki.- Tak, tak. Nie. Jutro. To odwołaj…Nie interesuje mnie to, Harry. Tak, oczywiście, że tak…Jak chcesz to sam możesz z nią porozmawiać. Chcesz? Proszę bardzo. Liam, oddaj Harry’emu telefon. Dobrze, ty też możesz z nią porozmawiać. Cholera jasna, co się tam dzieje?! HARRY NIE BIJ LIAMA! Boże drogi, z kim ja żyję…Dajcie na głośnik, tak będzie prościej.
Zrezygnowany podetknął mi BlackBerry pod nos.
- Liam i Harry. I chyba jeszcze Niall o ile słyszałem.-wymamrotał, łapiąc mnie za rękę.
- Halo? – rzuciłam do słuchawki niepewnie.
- Cześć! -wydarł się ktoś.
- Harry, zamknij się, ja z nią pogadam…
- Nie, Liam, nie ma opcji, ja też chcę!
- Harry no, ty nie umiesz…
- Sugerujesz coś, Payne?!
- Tak, Styles…
- Hej, chłopaki, ja tu jestem. – przypomniałam im radośnie, patrząc, jak Zayn całuje moją dłoń.
- Powiedz no nam tu…
- Czy Zayn cię znalazł..
- Skoro z wami rozmawiam, to chyba logiczne…
- Mówiłem ci! Mówiłem, ale ty mnie nigdy nie słuchasz! – wydarł się Harry.
- Cicho bądź, nie mamy czasu. Słuchaj Trinny, to tak. Zayn cię gdzieśtam wywozi na trzy dni, potem wracacie wielce zakochani i w ogóle, jasne?! – zapytał Liam groźnym tonem.
Roześmiałam się serdecznie.
- Mówią, że jak wrócimy, mamy być wielce zakochani bez żadnego ale. -wyjaśniłam Zaynowi, który na brzmienie tych słów się uśmiechnął.
- Da się zrobić. – odparł.
Przygryzłam wargę, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Pewnie. 
- Jesteś pewna?! – zapytał Harry.
- Tak, spokojnie…
- Na pewno?
- Tak, tak…Muszę kończyć.Chcesz jeszcze Zayna?
- Tak, daj go. – potwierdził Harry.
- Nie, nie musisz…-zaprzeczył Liam.
- To tak czy nie?
- Nie!Ciao!
Oddałam chłopakowi telefon i bez słowa się do niego przytuliłam.

***

Płomyczek II. Enjoy! Nie mogę się doczekać, aż pokażę Wam III.

1 komentarz: