***
Lotnisko Heathrow, godzina 10:35
Dość wysoki, ciemnoskóry chłopak o brązowych oczach stoi zdenerwowany przy ulicy. Rozgląda się dookoła, widzę, że jest zdenerwowany.
Pewnie nie przyjdzie!, myśli właśnie.
A ja z uśmiechem i różową walizeczką sunę ku niemu.Właściwie nie, nie sunę, bo nie mogę – w glanach da się sunąć? Nie da, o nie. W glanach co najwyżej da się efektownie wejść, lekko człapiąc. Tak więc cała ubrana na czarno, w glanach, z pieszczochą na nadgarstku i różową walizeczką człapię ku niemu. Patrzy na mnie, ale nie poznaje. Z uśmiechem kręcę lekko głową i staję przed nim.
- Autograf, zdjęcie?- pyta mnie, a na jego twarzy od razu pojawia się uśmiech.
- Proponowałabym trzydniowy wyjazd Bóg wie gdzie.- mówię, zadzierając lekko głowę i w myśli przeklinam to, jaka jestem niska.
- Och, Trinny…Nie poznałem cię.- mówi Zayn, a jego uśmiech zamienia się na prawdziwy, oczy błyszczą.
Miał prawo mnie nie poznać – spod czapki nie widać blond włosów zebranych w kok, na oczach mam czarne wayfayery, połowę twarzy opatuloną szalikiem.
- Nie dziwię się. Przykro mi, ale nie będę paradowała w połowie stycznia w jakiś minióweczce.
- Nie oczekuję tego.
- Dobrze robisz.
Spogląda na zegarek.
- Chodźmy już do odprawy, dobrze? – pyta, biorąc moją walizeczkę.Wolną dłonią chwycił moją, schowaną w skórzanej rękawiczce. Nawet przez materiał czuję jego stanowczy dotyk, zarazem tak delikatny i pełen troski… Nieważne.Nieważne, nieważne, nieważne.
Dochodzimy do stanowiska odpraw, Zayn bez trudu podnosi moją walizeczkę, która ledwo przekroczyła limit bagażu (jedyne 27 kg). Zapłacił nawet za nadwyżkę, jakie to dżentelmeńskie. Przeszliśmy ładnie przez odprawę i zdaliśmy sobie sprawę, że do odlotu jeszcze godzina.
- Może byśmy coś zjedli?-zapytałam, obrzucając niedalekie bary spojrzeniem pełnym pożądania.
Skinął głową i pociągnął mnie w stronę Applebees.
Zamówiłam jakąś sałatkę, Zayn wziął hamburgera.
- Na pewno nie chcesz żadnego kurczaka ani nic?- zapytał, wgryzając się w bułkę.
- Jestem wegetarianką. – oznajmiłam chłodno, nadziewając pomidorka koktajlowego na plastikowy widelec.
- Przepraszam.
- Niepotrzebnie.
Lekko speszony opuścił oczy, ale ja z wymuszonym uśmiechem na niego patrzyłam. Omiatałam wzrokiem jego policzki, lekko zarumienione, wargi, oczy, długie rzęsy…
- Co?-zapytał inteligentnie przeżuwając.
- Słucham?
- Pyondasz e my.- wyjąkał.
- Co proszę?
- Przyglądasz się mi. – powiedział wyraźnie.
- Tak.
- Czemu?
- Lubię.
- Czemu?
- Po prostu…
- Innym też się tak przyglądasz?
- A teraz jestem z innymi?
- A chciałabyś?
- A mam?
- Ale chciałabyś?
- Wolałabym, żeby zastąpił cię Brad Pitt, ale Angelina Jolie by mnie zabiła, więc nie narzekam…
Parsknął śmiechem i napił się coli. Poskubałam trochę moją sałatkę warzywną i pozwoliłam swobodnie polecieć myślom.
Zayn zadbał o to, żebym nie wiedziała, gdzie lecimy.Nawet przy odprawie kazał mi zamknąć oczy, żebym nie wiedziała.
Jako osoba obdarzona niezłą zdolnością dedukcji pomyślałam, że nie udajemy się nigdzie blisko – pojechalibyśmy tam pociągiem albo samochodem. Byliśmy w tym sektorze lotniska Heathrow, które oddawało loty europejskie, tak więc lecieliśmy gdzieś, gdzie będzie ciepło, bo to był mój warunek, ale też gdzieś dosyć blisko…
- Zayn?
- Tak?
- Lecimy do Hiszpanii? – zapytałam z miną niewiniątka.
Zmarszczył słodko brwi i zacisnął usta. Wyglądał na zdziwionego, jednocześnie będąc zirytowanym moim tokiem myślenia.
- Skąd wiesz? – zapytał nerwowym tonem. – Harry ci powiedział? A może Liam? Nie, oni nie wiedzieli…Tylko Louis, tak, to musiał być on!- mamrotał do siebie teorie spiskowe, patrząc na stół.
- Nie, sama się domyśliłam…Z chęcią im jednak przekażę, że o nich pierwszych pomyślałeś. – powiedziałam, uśmiechając się serdecznie. Wciągnął gwałtownie powietrze i zaczął się tłumaczyć (” To nie tak!Wcale, że nie, nie o nich, no , po prostu, robią takie rzeczy mi zawsze, no o jeny, no Ria, no…”).
- Już dobrze…Chodź, zaraz mamy lot.
Wstajemy, łapiemy się za ręce i wychodzimy. Stajemy w kolejce do samolotu, Zayn właśnie w panice poszukuje biletów, macając się po wszystkich kieszeniach. W końcu wydobył je z kurtki i zdyszany podaje miłej pani, która nas obsługiwała. Podtykamy jej paszporty, szybko patrzy na chłopaka, gdy widzi jego nazwisko, uśmiecha się promiennie w oczekiwaniu na coś, co się nie zdarzy.
- Mogłabym prosić autograf? – pyta, wskazując na biały arkusik leżący na katedrze.
- Jasne. – Zayn szybko składa podpis, bierze paszporty, bilety i idziemy.
***
13;45, Gerona, Katalonia, Hiszpania
- Barcelona. – oznajmiam, wyglądając przez okienko w samolocie.
- Bingo. – przytakuje chłopak, uśmiechając się z aprobatą.
- Czemu akurat Barca?
- Z jednego, prostego powodu: nienawidzę Realu Madryt, jestem zagorzałym fanem Blaugrany*, mają jutro mecz na Camp Nou, na którym chciałem być…
Unoszę brwi i mówię ciche ‚ahaaaaaaaaaaa, okej…’ , po czym skubię niepewnie moją torbę.
- Ria?
- Hm?
- Lubisz mnie?
- Bo co?
- Ale lubisz?
- Czy gdybym nie lubiła, to bym tu z tobą siedziała?
- No nie wiem, jakie tam sobie możesz chcieć mieć korzyści…Jeszcze mnie zgwałcisz w hotelu, albo co.
- Tak, tylko o tym marzę, od momentu, w którym mnie przewróciłeś, tylko czekam na dobrą okazje, wiesz, tak przy chłopakach to przypał, w domu jeszcze byś mi nabrudził, a tutaj lajtowo, obsługa posprząta… – warczę zła na jego głupie pytania.
Śmieje się słodko i mnie obejmuje, ale ja niczym niewzruszona patrzę jak samolot podchodzi do lądowania.
Kiedy wysiadamy uderza mnie katalońskie słońce, które tak kocham. Z miłością rozglądam się dookoła – gdzieś na wzgórzach daleko majaczą mi gaje oliwne, pomarańcze, cytryny … Zachwycona niemal biegnę do busika, niecierpliwie czekam na walizeczkę przy odprawie i niemal na skrzydłach lecę do czekającej już na nas limuzyny.
- Do Barcelony jedzie się jakieś..
- Dwadzieścia minut. Wiem, kiedyś często odwiedzałam te strony.
Z nostalgią odwracam się ku szybie i przywołuję wspomnienia.
***
Mecz, FC Barcelona – Real Madryt, Barca prowadzi 2- 0, jestem z niego taka dumna, tak dobrze gra… Wiem, że każdy gol jest dedykowany mi, każda akcja, każde dotknięcie piłki. W wywiadzie przed meczem powiedział do kamery ciche „Dedykuję ten mecz osobie, która doskonale o tym wie, kocham Cię bardzo, pamiętaj.” , po czym wysłał mi smsa „Jak myślisz, dla kogo to?” .
Siedzę na stadionie, blisko trenera, który skupia się na grze, ciągle coś krzyczy, poprawia, denerwuje się.Z uśmiechem obserwuję, jak strzela gola, przepłniona radością biję mu brawo, skanduję okrzyki.
Mecz skończył się wygraną pięcioma punktami. Czekam na niego, aż wyjdzie ze stadionu, wiem, że tego chciał. Z radosną miną dobiega do mnie z zarzuconą torbą na ramię, widzę, że jest zmęczony, ale stara się to ukryć.Widzę miłość w jego oczach, widzę ją w jego uśmiechu, ruchach, oczach…Całuje mnie lekko, chwyta moją małą dłoń swoją, silną i pewną, ruszamy do jego auta, potem do domu. Tam gotuję mu kolację, jego ulubione mięso, którego to nauczyła mnie jego mama. Tak, jego mama, Celia, uwielbia mnie, zawsze mnie wspiera, pomaga znosić jego humory. Rozmawiamy się, śmiejemy, potem kochamy. Zmęczona opadam na jego łóżko, zasypiam w jego pościeli, zamknięta w jego bezpiecznych ramionach…
***
- Ria?Co jest? Nic nie mówisz, to zły znak.
- Nic,nic… Powiedz mi, ile masz biletów na mecz?
- Dla ciebie oczywiście też! Mamy nawet to fajne miejsce blisko trenera, a potem załatwiłem, że będziemy mogli pogadać z chłopakami.
Kiedy wymówił te słowa, zapadłam się, poczułam, jak tracę grunt, jak ktoś kopie mnie w brzuch, jak tracę oddech…
- Ze wszystkimi ? – pytam panicznie próbując złapać oddech.
- Oczywiście!
Nie widzi, jaka jestem spanikowana, jest zbyt przejęty.
***
Dzień pierwszy mija nam na poznawaniu Barcelony, oprowadzam po niej Zayna, pokazuję mu jej ciekawe zakątki, najmodniejsze knajpki. Za każdym razem, gdy wchodzę do miejsca, które jest z nim związane w panice się rozglądam, czy nigdzie go nie ma…O, tu mnie pierwszy raz pocałował, tu złapał za rękę, tam pierwszy raz się spotkaliśmy.
Wspomnienia zalały mnie niczym tsunami, wiem, że nie mogę ich powstrzymać, zatamować, są częścią mnie, cholernie bolą, ale nie wiem, co z nimi zrobić. Nie radzę sobie.
Potrzebuję go teraz bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuję jego pewnego spojrzenia, silnych ramion, pewnego głosu, który pocieszy…
Ale go nie ma, nie ma już nas. Pewnie nawet mnie nie pozna, w końcu się zmieniłam…Wróciłam do naturalnego blondu, niegdyś byłam znana w Barcelonie jako „Ognista Ria”, miałam piękne, płomiennorude loki.
Najbardziej boli, kiedy nasi wspólni znajomi mnie poznają, krzyczą „Cześć, Płomyczku, co tu robisz sama? O…masz kogoś nowego?” .Żaden z nich jednak nie wymówił jego imienia, dziękuję za to Bogu, chociaż jestem niewierząca. Zawsze się o to sprzeczaliśmy – on chciał, żebym co tydzień była na mszy, modliła się z nim, nie chciał żyć w rozpuście, która mnie zadowalała, nie zgadzał się na ślub cywilny bez ślubu kościelnego, którego odparcie odmawiałam…
Noc mija szybko w jednym z klubów, widzę masę znajomych, wszyscy mnie poznają, w oczy rzucają mi się ich żółte, czarne, zielone bandany. Sama miałam kiedyś czarną, bandanę Wilków. Tak, byłam Wilczycą, ścigałam się w nocy, kochałam w dzień, piłam przed dwunastą, kradłam wszystkim wszystko. Z melancholią przytulam mojego dawnego partnera wyścigowego, zawsze byłam jego rumiankiem…
Dowiaduję się wielu rzeczy – Juan ma dziecko z siostrą Carlosa, są razem, Alejandro ożenił się z Nessasią, prowadzą dobrze prosperującą firmę. Smutne, że tak szybko dorośli, ale kiedyś musieli, nie mogliśmy wiecznie trwać w tej labie… Po roku spędzonym w Barcelonie mam tu tyle wspomnień, więzi, że nie daję rady.
Obecny szef Wilków podtyka mi moją czarną bandanę – poznaję, że to moja, ma wyszyte moje inicjały.
- Dla ciebie, Płomyczku, na pamiątkę twoich rudych włosów.-oznajmia.-Pamiętaj, że w Wilczych szeregach zawsze jest dla ciebie miejsce.Poza tym, będąc w Barcelonie masz obowiązek noszenia bandany swojego gangu, czyż nie? - posyła mi swój firmowy uśmiech. Uwielbiam Polla. To typowy latynos z burzą czarnych loków na głowie
- Odeszłam z Wilków dawno temu, Pollo. - mówię jednak.
- Wyjechałaś z Barcelony, a to co innego. Każda bandana ma swojego właściciela, nigdy nikomu nie dajemy jednej dwa razy, każda jest do kogoś przypisana. Ta jest twoja i zawsze będzie, noś ją dumnie i tęp Hieny. - odpowiada, opierając się o bar.
- Ale ja tu jestem tylko na trzy dni…
- Przez te trzy dni znowu jesteś Wilczycą.
- To niemożliwe.
- Możliwe, kochałaś to! Mam ci przypomnieć, jaką radość ci to wszystko sprawiało?! Nie chcesz iść na wyścigi? A może ten twój chłoptaś się boi?! – pyta wyzywająco, odgarniając aroganckim ruchem grzywkę.
- Zayna w to nie mieszaj! – warczę, spoglądając na chłopaka, który teraz z kimś tańczy, nieświadomy mojego położenia. Chcę go bronić przed tym wszystkim, co sama tak dobrze znam.
- Ria, jesteś Wilczycą. Na zawsze.Masz na sobie nasze piętno, pod prawą piersią masz wytatuowane nasze motto!
- Skąd wiesz, że go nie usunęłam? – blefuję.
- Proszę cie, nie zrobiłabyś tego! Zbyt dużo dla ciebie znaczyliśmy, Płomyczku.
Rzeczywiście, slogan „Wilki, panowie nocy, nieustraszeni łowcy” ciągle dumnie zdobi moje ciało.
- Och, wezmę tę bandanę, ale naprawdę skończyłam z gangami, kradzieżami…
- Ale z wyścigami nie! Zrób mi ten honor i bądź dzisiaj moim rumiankiem. – prosi, widzę w jego brązowych oczach te iskierki rozbawienia.
- Ciągle masz Tancerza? – pytam, z czułością przywołując obraz czerwonej hondy.
- Tak, to piękny motor. Chcę ci tylko powiedzieć, że Noc ciągle stoi w naszym garażu.
Zszokowana patrzę na niego. Noc, mój motor, mój ukochany motocykl! Piękny, czarny, robiony specjalnie dla mnie, był prezentem na osiemnaste urodziny od mojego ówczesnego bossa…Ma wypisane na siodełku „Adeo nocte” , zwycięska noc.
- Masz ją? Moją Noc? – pytam rozczulona.
- Tak, oleiliśmy ją od czasu do czasu w nadziei, że wrócisz. Mieliśmy rację, nie da się z nami zerwać raz na zawsze, za każdym razem wracacie…
- Och! – rzucam mu się na szyję, całuję w obydwa policzki, uśmiecham się szeroko.
- Będziesz dzisiaj moim rumiankiem? – pyta, obejmując mnie.
- Nie mam pasa…
- Nic nie szkodzi, Camilla ci pożyczy.
- Camilla? Ta Camilla? Camilla Santiago de Polnes?
- Tak, ta Camilla, a właściwie już Camilla Polnes de Rhodante.
- Wyszła za?
- Tak, za Stepa.
- O Boże! - piszczę zaskoczona. Kiedy ostatnio ich widziałam, skakali sobie do gardeł, kiedy tylko się spotkali.
- Wiem, ale nic nie mów. Chodź, wyścig zaczyna się o drugiej.
- Piłeś?
- Jeszcze nie, ale wiesz, jaki mam zwyczaj.Zawsze przed startem jedna seteczka, na rozluźnienie.
- Nie pojadę z tobą, jeśli wypijesz, Apollo!
- Och, daj spokój, kiedyś ci to nie przeszkadzało!
- Nie ma takiej opcji!
- No już dobrze, niech będzie. Jestem w stu procentach czysty, nic nie brałem, nawet ecstasy.
- Powiem Zaynowi…
- Poczekam przy wyjściu z pasem.
***
Na wyścigach wszyscy mnie znają, idę, trzymajac Zayna za rękę, wesoło witam się z przyjaciółmi, ściskam starych, poznaję nowych, rozglądam się, mierząc wzrokiem jakieś małolaty noszące bandany. Z uciechą nie widzę żadnej z czarną, co mówi mi, że najmłodsza osoba w gangu to jak zwykle, ja.Wstąpiłam do Wilków mając lat siedemnaście, kiedy to przyjechałam do Barcelony na wakacje.Potem poznałam jego i zostałam rok. Zayn jest lekko zdezorientowany, ale widzę, że mu się podoba. Omiata zazdrosnym wzrokiem motocykle moich dawnych przyjaciół.
Salio gwiżdże, wszyscy podjeżdżają na start. Przerażony Zayn nie chce mnie puścić, całuje mnie mocno.
- Nic mi nie będzie.- mówię, składam na jego ustach ostatni, krótki pocałunek i radośnie wskakuję na miejsce za Pollem.
Podjeżdżamy do mety, gdzie przywiązuję się pasem do Polla. Zakładam kask i opieram głowę o jego plecy, nic nie mówię, nie ma sensu i tak mnie nie usłyszy.
Pierwszy gwizdek, silni zostają włączone.
Drugi gwizdek, gaz.
Trzeci, ruszyli w noc.
Pęd, pęd, pęd, którego od dawna tak potrzebowałam, który tak kocham, którego tak mi brakowało! Śmieję się, kiedy Pollo staje na jednym kole, kiedy moja głowa niemal dotyka jezdni…Zakręt, Tancerz zwalnia.
Potem kilka prostych, parę zakrętów i meta!
Wygraliśmy.
Nic nowego, Wilki zawsze wygrywają. Unosimy dumnie dłonie z bandanami, zgarniamy kasę i lecimy do domów, Pollo odwiózł mnie, Camilla – Zayna.
Żegnam się z nimi, szepczę Pollowi do ucha „Kiedyś jeszcze się spotkamy.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz